Witajcie!
Od niespełna roku moim ulubieńcem w kategorii pachnideł jest zapach Our Moment - niestety, bardzo to widać po ubytkach we flakonie. Ostatnio miałam ochotę na jakąś zmianę, poznanie nowego zapachu, więc gdy nadarzyła się okazja i dostałam propozycję współpracy od firmy Verona, wybrałam m.in. wodę toaletową z serii Love Story. Oprócz wariantu Memories, o którym traktuje dzisiejszy post, dostępne są jeszcze Kisses i Dreams, każdy w innym kolorze kartonowego opakowania i o innej kombinacji nut zapachowych - w Kisses znajdziemy nuty śliwki, mandarynki, róży, lilii i jaśminu na piżmowo-mszanej bazie, natomiast w Dreams - róży, jagód, moreli, jaśminu, fiołków, aromatu drzewnego na bazie piżmowo-waniliowej.
Część dotyczącą zapachu Memories zacznę jednak od opisania aspektów wizualnych i technicznych ;-) Estetyka opakowania i prostokątnego, dość ciężkiego flakonu jest spójna, lekko romantyczna, trochę figlarna - srebrne opakowanie dobrze komponuje się z czarną koronką i bladoróżową wodą. Nie zdecydowałabym się wrzucić tego flakonu do torebki, ale nie z obawy o to, że się potłucze - szkło jest grube i solidne, natomiast zatyczka nieco niestabilna - nie wiem, czy to tylko w moim egzemplarzu, czy we wszystkich.
Opakowanie mieści 50 ml i kosztuje 19 zł, co, przyznacie, jest całkiem niezłą proporcją. Minusem jest dostępność - produktów marki Verona/Ingrid nigdy nie widziałam stacjonarnie.
"Love Story Memories łączy w sobie delikatność a jednocześnie intensywność, przywodząc na myśl piękne wspomnienia. Świeży i subtelny aromat nadaje szyku i elegancji. Jest słodki, kwiatowo-owocowy, z piżmowym akcentem. W nucie głowy dominuje brzoskwinia i grapefruit, w nucie serca malina, jaśmin i fiołek, zaś w nucie głowy* białe piżmo i bursztyn."
W katalogu produktów marki Verona/Ingrid, przy zapachu Memories znajdziemy właśnie taki opis nut zapachowych. Domyślam się, że wkradł się błąd i białe piżmo i bursztyn to nuty głębi, ale nie chcę ingerować w to, co napisał sam producent. Mogę tylko ocenić, czy moje zmysły zostały tą kombinacją zapachową zaspokojone.
Gdy porównałam wszystkie trzy zestawy aromatów w tej serii, uznałam, że najbardziej 'mój' będzie właśnie Memories - skusiły mnie brzoskwiniowe i malinowe nuty, które w moim wyobrażeniu były słodkie i otulające, a kwiatowe oraz grapefruitowe miały dodawać lekkości. Przy pierwszym kontakcie z tą wodą toaletową aż mnie odrzuciło - wyczuwałam tylko chamski odór alkoholu, a wspomnianych owocowych nut można było ze świeczką szukać. Na szczęście kolejne podejścia wypadły lepiej i śmiało psikałam się tym kosmetykiem, odnotowując co następuje: tuż po wejściu w kontakt ze skórą na pierwszy plan wychodzą świeże, cytrusowe nuty (zapewne za sprawą grapefruita w nucie głowy), brzoskwinia i malina stają się wyczuwalne dopiero po chwili, jakby w drugiej fazie rozkwitu zapachu, łącząc się subtelnie z kwiatowymi aromatami. Ten etap nie do końca przypadł mi do gustu - u mnie budzi negatywne skojarzenia, ale moja mama uznała tę właśnie fazę za najlepszą zapachowo; gdybym odcięła się od obrazów, które w tym czasie przywołuje zapach, pewnie również uznałabym go za ładny. W trzeciej fazie, utrzymującej się na skórze najdłużej, łączą się nuty kwiatowe i ciepłe, otulające - zapewne właśnie te piżmowo-bursztynowe, które podobają mi się najbardziej.
Poprawcie mnie, jeśli się mylę (specjalistką od zapachów i perfum nie jestem), ale woda toaletowa charakteryzuje się raczej krótką trwałością, jeśli chodzi o 'noszenie' na skórze. Nie inaczej jest w przypadku Memories - po 3, 4 godzinach wypadałoby dołożyć kilka kolejnych psiknięć. Na ubraniach czy chustach, apaszkach, zapach utrzymuje się dłużej.
Podsumowując - zapach nie spełnił do końca moich oczekiwań, ale mimo wszystko przyznaję, że jest ładny. No właśnie - tylko ładny; nie na tyle zachwycający czy unikatowy, żebym rozpaczała, widząc ubytek we flakonie. Powiedziałabym, że po prostu adekwatny do przyjemnie niskiej ceny - taki zwykły 'psikacz' na dzień, w sam raz na wiosnę i lato. ;-)
A Wy, po jakie zapachy teraz sięgacie? ;-)